Księgowy Księgowy
60
BLOG

Premier o katastrofie, czyli mowa ryby

Księgowy Księgowy Polityka Obserwuj notkę 2

W czasie szkolnych lat przeżyłem krótki, choć szalenie intensywny romans. Mianowicie, jak wielu równieśników, zakochałem się w akwarystyce. Uwielbiałem przez długie minuty wpatrywać się w rozświetloną toń i wpatrywać się w majestatycznie przesuwających się lokatorów mojego prywatnego morza. Z ich strony nie mogłem liczyć na choćby jedno słowo podzięki za częstą zmianę wody czy dostarczany regularnie żywy pokarm (co w latach 80. nie było tak łatwe, jak pewnie jest dziś). Poza brzęczeniem filtra i sporadycznym pluskiem po jakimś gwałtowniejszym ruchu w wodzie, tylko nieme kino. Ryby co prawda ruszały miarowo pyszczkami, sprawiając wrażenie, jakby zacięcie między sobą dyskutowały, ale ta niby-mowa nie docierała do moich uszu.

Akwarium przypomniało mi się dzisiaj, podczas ogładania na żywo konferencji Donalda Tuska w sprawie działań państwa po tragedii smoleńskiej.

Kilkadziesiąt minut ruszania ustami i zero treści. Dosłownie: mowa ryby.

Żadnych konkretów. Żadnych, nawet elementarnych informacji o ustaleniach, np. co do faktycznego czasu zdarzenia.

Trawestując J. Chiraca, powiem, że D. Tusk skorzystał niestety z okazji, by siedzieć cicho, chociaż mógł podjąć próbę uwiarygodnienia się przed ludźmi. Słów wypowiedział wiele. Jak dyplomata szkolony w tym, by, mówiąc długo i niekiedy nawet pięknie, nie powiedzieć w istocie niczego.

W jednym tylko momencie poczułem muśnięcie cieniem konkretu. Tylko, że wtedy akurat nie wytrzymałem i parsknąłem nerwowym śmiechem. Najpierw premier sam się zapytał, czy przypadkiem nie doszło do utraty cennych informacji i zagrożenia bezpieczeństwa państwa, skoro na pokładzie Tu-154M znajdowały się telefony komórkowe i laptopy należące do prezydenta, generałów i innych ważnych osób. Ale zarz potem udzielił sobie uspokajającej odpowiedzi: dzięki doskonałej współpracy ze służbami rosyjskimi wyeliminowaliśmy takie zagrożenie.

Nie ma lepszej puenty ujawniającej stan upadłości naszego państwa. W imię obwieszczonego po 10 kwietnia przez gorliwych komentatorów ocieplenia stosunków z Rosją, co w oparach płonącego paliwa lotniczego samo w sobie brzmi tragicznie, podnoszenie jakichkolwiek wątpliwości uchodzi za świętokradztwo. Pętla dziejów domyka się. Wracają czasu późnego Peerelu, gdy juz wszyscy wiedzieli, ile kosztuje nas udział w RWPG i Układzie Warszawskim, ale władza robiła to, co zwykle.

Nie spodziewałem się i rzeczywiście nie doczekałem z ust premiera Tuska informacji, czy polskie władze próbowały skłonić rosyjskich gospodarzy śledztwa do umiędzynarodowienia składu komisji badającej przyczyny tragedii pod Smoleńskiem.

Dowiedziałem się za to rzeczy tak istotnej, jak tego, że szef MSWiA Jerzy Miller kieruje od dzisiaj polską urzędniczą komisją do zbadania przyczyn tragedii smoleńskiej. Premier podzielił się jeszcze refleksją ustrojowo-konstytucyjną: dobrze, że prokuratura już nie jest pod kontrolą ministra sprawiedliwości (czytaj: rządu, czyli moją – Donalda Tuska). Dzięki temu na pewno podoła. Prawda?

Mowa ryby ujawniła fakt podstawowy: dzierżący nominalną władzę w państwie zatracili już nawet jedyną swoją przewagę: zdolność narzucenia własnej narracji na temat wizji świata. Specjaliści PO od PR (czytaj: piaru) dotąd w każdej trudnej sytuacji uruchamiali kuglarza z Lublina. To był ich pewny oręż. Niby wciąż go noszą w kaburze przy pasku, ale po 10 kwietnia nie mają śmiałości, by go użyć. Wstrząśnięci i zmieszani.

Gdy ludowi brakuje podniety i chichotów z festyniarskich zagrywek posła z Lublina, pojawia się czas wolny na stawianie pytań. A odpowiedzi brakuje. Państwo sprawia wrażenie, iż opinię publiczną ma w nosie. Z obywatelskiego rysu Platformy zostaje tylko brzydki ślad. Podobny do tego, co musiałem co tydzień usuwać z dna akwarium, zanim nie powiedziałem dość, kończąc przygodę z rybkami.

Księgowy
O mnie Księgowy

Mówią, że jestem złośliwy. A ja po prostu nie mogę zapanować nad wadą szczerego wyrażania myśli.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka